JESZCZE RAZ, OD NOWA... - czyli o sumienności autorki bloga słów kilka


Macie swoje pasje? Ja mam ich wiele. To one sprawiają, że w życiu nie narzekam na nudę. U mnie zawsze coś się dzieje. Nie nadążam za tym i tamtym, łapię się tysiąca zadań i czasem nie wyrabiam na zakrętach, ale... nie wyobrażam sobie, że moje życie mogłoby być inne. Bez męża, dzieci, przyjaciół, książek, podróży, moich blogów, Instagramów, kolorowanek i twórczej pracy zawodowej. Powiecie, że i bez dodatkowych atrakcji nie narzekacie na nudę. Może, w końcu każdy z nas ma swoje życie i na nie sposoby. Każdego z nas interesuje i relaksuje coś innego. Szanuję to! I tym bardziej mnie cieszy, gdy odkrywam, że moje pasje stają się Waszymi. 

Mój podróżniczy blog spotkał się z pozytywnym przyjęciem wśród znajomych. To w odpowiedzi na ich rozmaite pytania, postanowiłam go zaprowadzić. Niestety, trochę zabrakło mi konsekwencji w pisaniu. Za dużo dzieje się wokół. Prowadzenie Instagrama przychodzi z większą łatwością (zapraszam - Travels to nowhere). Tam wystarczy wrzucić zdjęcie i już. Blog wymaga konsekwentnej ciężkiej pracy. Mimo to, zaglądacie, czytacie. To cieszy przeogromnie. I mobilizuje do dalszej pracy u podstaw. Do przekonywania Was, że podróże to coś naprawdę fajnego. Że warto ruszyć tyłek, nie ograniczać się do leżenia na plaży, bo wokół czeka wielki wspaniały świat. I nie muszą to być podróże na drugi jego koniec. Odkrywać można wszystko. Nawet własne, niewielkie rodzime miasteczko. Wystarczy chcieć! 

Czasem się ze mnie śmieją. Zarzucam pytanie na prywatnym FB o to, co warto zobaczyć w mojej okolicy. W odpowiedzi czytam, że pole i krowy, ale to nie prawda. Wystarczy wsiąść na rower, w samochód. Podjechać to tu, to tam. Ruszyć na długi spacer. Nagle okazuje się, że nawet w lesie obok może być pięknie. Wystarczy schylić głowę i obok rosnącego w mchu grzyba dostrzec wielką gąsienicę. Natura sprawia mi więcej radości, niż niejedna działalność ludzka. Nade wszystko jednak przyjemność sprawia mi ruch. Nie bieganie, nie podskoki z Ewą Ch., ale aktywny tryb życia. Niesiedzenie w miejscu. Wolny weekend? To mi się nie zdarza. Odwiedziny u rodziny, narty, wypad do pobliskiej atrakcji turystycznej. Zawsze coś się znajdzie. No i te wakacje, spędzane w drodze. Jednych kupiły od razu. Wystarczyło, że zobaczyli, że tak można. Że świat jest naprawdę na wyciągnięcie dłoni. Inni stukali się w głowę. Bo jak to tak można, po pracy - zamiast leżeć na plaży - chwycić namiot i ruszyć autem w drogę? Od miejsca do miejsca? Pokonać setki, ba, tysiące kilometrów. Najpiękniej jest jednak, gdy Ci stukający się w głowę, w końcu sami decydują się spróbować. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak cieszy wieść, że największy uparciuch świata pewnego dnia oddaje dziecko rodzicom i z dnia na dzień - nie planując niczego - wsiada w auto, by - jak Wy - przejechać tysiące kilometrów. Nie - jak ma w zwyczaju - odpoczywać, lecz aktywnie zwiedzać. Wtedy te moje podróże, zdjęcia, Instagramy i blogi nabierają sensu, jak nigdy w życiu. I... chyba powrócę do pisania. No, może nie pisania, ale inspirowania. Bo nic nie sprawia takiej radości, jak dzielenie się pasją z innymi.

PS. Obiecuję, że dokończę opis wyprawy podbiegunowej. Tymczasem jednak - na świeżo - zdam Wam relację z naszej trzeciej już letniej eskapady po Europie.

 
Dołącz do nas. Wyrusz przed siebie. Poznaj drogi donikąd. Czytaj, podglądaj, komentuj (Instagram, FB). Pamiętaj, choć ten blog to nasz swoisty pamiętnik z podróży, jesteśmy tu także dla Ciebie.  



Komentarze

Popularne posty