EUROTRIP 2018: Dijon (Francja) - bo musztarda to jeszcze nie wszystko!


Jeśli nazwa Dijon kojarzy Ci się tylko z musztardą, z całą pewnością powinieneś tu zajrzeć, by przekonać się, że nie samą musztardą Dijon stoi. Prowadzone na tym terenie prace wykopaliskowe doprowadziły badaczy aż do okresu neolitu, czyli epoki kamienia gładzonego. Później swoją osadę zwaną Divio mieli tu Rzymianie. Rozkwit miasta przypadł jednak na czas pomiędzy XI, a XV wiekiem, kiedy stało się ono domem książąt Burgundii. Ślady wielowiekowego osadnictwa i kultury dostrzec można wokół, a samo centrum historyczne w 2015 r. wpisane zostało na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Dzień 2:

Plan był prosty. Pierwszego dnia pędzimy jak najdalej. Za punk docelowy obraliśmy sobie okolice Dijon. Do hotelu F1 dojechaliśmy koło północy. Może to i lepiej, bo - pokój, jak pokój, ale wspólne sanitariaty, które wyglądały jak kabiny w samolocie jakoś nas nie przekonały. Szukaliśmy taniego noclegu, to znaleźliśmy! Cóż, to pierwsza nasza letnia wyprawa, w trakcie której korzystać mieliśmy z hoteli. Dotąd zdarzyło nam się to tylko raz. Tym razem jednak trasa nas przerosła. Za dużo kilometrów, za mało urlopu. Coś kosztem czegoś. Z rozbiciem namiotu o 24:00 byłoby trudno. Zwłaszcza, że rano ruszaliśmy w dalszą drogę. Szkoda nam było czasu. Padło więc na hotel. Padło i wypadło, bo... rano już nas nie było. Zjedliśmy śniadanie w pobliskim markecie i - przed dalszą drogą - ruszyliśmy zwiedzać Dijon. 


Grafika: mapy Google


Dijon - spacer po mieście

Zaparkowaliśmy kilka przecznic od Pałacu Książąt Burgundzkich. Po 19 godzinach w trasie spacer (choćby i po mieście) był nam bardzo potrzebny. Nie zraziło nas nawet słońce, które tego dnia rozkręciło swe moce grzewcze na maksa. Lekki przewiewny strój, czapki na głowę, w plecaku butelki z wodą i mogliśmy wyruszyć w drogę. W stronę Placu Wolności (Place de la Libération), który od 1792 r. stanowi punkt centralny historycznego centrum Dijon. Zapewne dlatego jego nazwa zmieniała się w zależności od zaszłych okoliczności. Z Placu Królewskiego po Rewolucji Francuskiej i obaleniu pomnika Ludwika XIV zmieniono ją na Place d'Armes (Plac Broni). Także okres okupacji odcisnął na nazwie swe piętno. Wówczas plac zyskał miano Marszałka Pétain (nota bene - to dość ciekawa postać, która z bohatera narodowego ewoluowała w zdrajcę). Dopiero w 1944 r. nadano mu obecną nazwę. Ale nie tylko nazwa ulegała zmianie. Plac wciąż ma kształt półkolisty i przylega do Pałacu Książąt Burgundzkich, ale w latach 2005-2006 zmieniono tu nawierzchnię oraz zamontowano fontanny, które nie tylko przynoszą ochłodę w upalny dzień, ale są także miejscem zabaw dla dzieci. Na placu można się na chwilę zatrzymać - by podziwiać widoki, odpocząć lub zjeść lody w jednej z tutejszych kawiarenek.

Chwila ochłody na Placu Wolności

Moje dzieci nie mają jednak tyle cierpliwości. Jeszcze nim weszły na plac, w Rue de la Liberté zauważyły butik spożywczy Grain de Cassis. Z plakatu kusiły lody, które wyglądały niczym nadziane na patyk owoce. I, choć nie lubię sorbetów, muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Lody nie smakowały zamrożoną wodą, lecz najprawdziwszym musem owocowym. Jeśli będziecie w okolicy, rozejrzyjcie się więc za tym miejscem. Naprawdę warto! A w środku - poza lodami - znajdziecie i inne francuskie specjały (także te z importu, jak ślimaki z Hogwartu).

Z Placu Wolności warto udać się na mały spacer Rue Vaillant do Kościoła św. Michała, by obejrzeć jego monumentalną fasadę. Można też zajrzeć do środka. Pierwsze historyczne wzmianki pochodzące z IX w. mówią, że mieściła się tu drewniana kaplica, ale okazała się za mała i w 1020 r. konsekrowano tu kościół. Kilka wieków później i ten okazał się za mały. Z końcem XV wieku rozpoczęto więc kolejne prace budowlane. Dzisiejszy Église Saint-Michel to połączenie dwóch stylów: gotyckiego i renesansowego.

Kościół Św. Michała

Idąc w stronę kościoła warto zwrócić uwagę na dwie budowle. Po lewej stronie przy Rue Lamonnoye znajduje się Teatr Wielki, a po prawej stronie, za skrzyżowaniem, w zabytkowym XV-wiecznym budynku, który niegdyś pełnił funkcję kościoła (Saint-Étienne), ma swą siedzibę Biblioteka Miejska i Muzeum Rude'a (muzeum sztuki poświęcone francuskiemu rzeźbiarzowi).

Plac Teatralny z widokiem na Kościół św. Michała (w tle) oraz Bibliotekę Miejską (na przedzie).

Z Placu Teatralnego możemy pójść uliczką wiodącą wzdłuż budynku Teatru Wielkiego (Rue Lamonnoye), a następnie skręcić w lewo w Rue Jeannin. Podążając cały czas prosto dotrzemy do Katedry Notre-Dame, którą poza krogulcami i kolumnami zdobi... sówka. Podobno należy ją dotknąć - na szczęście! Ta sówka to jeden ze znaków rozpoznawczych miasta. Wystarczy, że rozejrzycie się za wtopionymi w bruk strzałkami z wizerunkiem sówki właśnie i już możecie podążyć turystycznymi szlakami w różne historyczne zakątki miasta.

Z Placu Notre Dame wchodzimy w Rue des Forges. Tu, na tyłach Pałacu Książąt Burgundzkich, mieści się Informacja Turystyczna, a przez nią możemy wejść do kapliczki Chapelle des Élus, która zdobiona jest motywami małych aniołków. Nieopodal IT mieści się też wejście do znajdującego się na terenie Pałacu - Muzeum Sztuk Pięknych. Podobno we Francji jest wiele muzeów o podobnej tematyce, ale w tym warto być. W 2013 r. zostało ono odnowione. Teraz historia łączy się tu z nowoczesnymi technikami. Podobno. Nie mieliśmy okazji tego sprawdzić. Chłopcy odmówili współpracy, a my nie nalegaliśmy, bo tego dnia mieliśmy jeszcze dotrzeć na pole namiotowe. Gdybyście mieli jednak chęć tu zajrzeć - mam dobre wieści. Muzeum to, podobnie jak większość innych znajdujących się na terenie Dijon, jest bezpłatne. Planując podróż warto mieć jednak na uwadze, że we wtorki Muzeum jest nieczynne.
 
Dziedziniec Pałacu Książąt Burgundzkich

My tymczasem ruszyliśmy przez dziedziniec pałacu, by wyjść ponownie na Rue de la Liberté. Jeśli nie zjedliście jeszcze wspomnianych wcześniej lodów, wciąż macie okazję. My - tym razem - nie szukaliśmy lodów, lecz Butiku Maille'a. Niewielkiego sklepiku z różnymi odmianami musztardy. Idąc cały czas prosto i podziwiając historyczną zabudowę Dijon, doszliśmy do jego progów. Tu nabyliśmy smaczne pamiątki dla rodziny, a chłopcy mieli okazję wykazać się swoją znajomością angielskiego. Wszak po to podróżujemy, by się uczyć i ze zdobytej nauki korzystać!

Musztarda Dijon jest znana na całym świecie. A najlepsza - podobno - pochodzi od Maille'a!

To był koniec naszej wycieczki. Czas nas gonił. Musieliśmy jeszcze dojechać do wyznaczonego na ten dzień celu i rozbić namiot. Prawdziwe wakacje dopiero się zaczynały!
   
Dołącz do nas. Wyrusz przed siebie. Poznaj drogi donikąd. Czytaj, podglądaj, komentuj (Instagram, FB). Pamiętaj, choć ten blog to nasz swoisty pamiętnik z podróży, jesteśmy tu także dla Ciebie.  



Komentarze

Popularne posty