WYPRAWA NA KOŁO PODBIEGUNOWE - DZIEŃ 4: U celu - witajcie w Rovaniemi!


Kolejny etap podróży. Kuopio-Rovaniemi. Do przejechania mamy raptem 500 km. To trochę więcej, niż z Tallina do Kuopio, ale dzięki temu, że nie musimy przesiadać się na prom, czas podróży  skraca się o całe 2 godziny. Tak, tak, tak, już za 6 godzin będziemy za kołem podbiegunowym!!!

Uwierzycie, że mając przed oczyma wizję Św. Mikołaja, reniferów i polarnej zorzy, my... my się nie spieszymy! Ta ilość śniegu za oknem jest tak zachwycająca, że... moglibyśmy tu zostać. Pakujemy się, robimy zdjęcia, dokonujemy zakupu kolejnego tomu audiobookowego "Baśnioboru" - bez dobrej lektury w tak długą trasę ani rusz! Chłopcy korzystają jeszcze z sali zabaw, a przed wyjazdem urządzają sobie śnieżną bitwę. Oddajemy klucze w recepcji (tak, w poniedziałek rano już ktoś tu pracuje), przyłączamy się jeszcze na chwilę do śnieżnej bitwy, ale... zaraz ruszamy w drogę. Dobra, może trochę przesadziłam... bo, nie w drogę, tylko na śniadanie. Prawda jest taka, że tym razem nie zabraliśmy ze sobą zapasów (jak na nasze letnie wyprawy). Musieliśmy podjechać więc do pobliskiego marketu (na wjeździe do Kuopio). Tu czekała na nas sympatyczna kafejka. Zamówiliśmy kanapki, rogaliki, soki i kawę (oczywiście, jeśli "Skandynawia" to koniecznie Paulig). Wokół cały czas kręcili się tubylcy. Jak my, wpadali na śniadanie. W Polsce to raczej mało popularny zwyczaj, by śniadanie jeść "na mieście", a tu, proszę, nawet w takim Kuopio! 



Po śniadaniu jeszcze zakupy, żeby mieć coś na kolację, a i po trasie nie umrzeć z głodu. Dodatkowo - tankowanie. Tak, przed nami WILD, WILD... NORTH, kto wie, co nas tu czeka? 
 
W DROGĘ...

Ruszamy. Za oknem piękne słońce, choć na termometrze już tu i teraz mamy -4 st. C. Strach myśleć, co będzie dalej. Droga może nie do końca odśnieżona, ale... nawet miejscami widać asfalt. Przyczepność jest całkiem niezła, nie możemy narzekać. Po wyjechaniu z Helsinek bałam się, że będzie gorzej, ale - jak widać - im dalej na północ, tym lepiej sobie ze śniegiem radzą. 

100 km dalej. Na termometrze już -8 st. C. Widok za oknem powoli się zmienia. Olbrzymie iglaki, karłowacieją. Kolejne 100 km dalej. Teren zaczyna falować. Po niekończących się równinach to miła odmiana. Na polach coraz więcej śniegu. Na drodze także. Na szczęście jest dobrze ubity. Koła się nie ślizgają. Jedziemy dalej! Aut po trasie zaczyna ubywać. Widać, mało kto podróżuje na północ. O stację benzynową też ciężko, a jeśli już jest to samoobsługowa - bez baru, sklepu, czy choćby WC.  Zapasy jedzenia i paliwa okazują się przydatne. W końcu jednak marzy nam się coś ciepłego. Przed samym Rovaniemi zjeżdżamy na pizzę.  




 
HOTEL

Do miasteczka docieramy już po zmroku (choć o zmrok tu akurat nietrudno ;)). W Rovaniemi czeka na nas wynajęty domek. No właśnie... nie hotel, tylko domek. Niemelän Talo. Okazał się on rozwiązaniem nie tylko tańszym, ale i przestronniejszym. Do naszej dyspozycji jest olbrzymi salon z aneksem kuchennym, mała sypialnia, łazienka i sauna, której, niestety, nie udało nam się uruchomić. Na miejscu są też wszelkie niezbędne przybory - garnki, talerze, kubki, sztućce, czajnik, ekspres do kawy, mikrofalówka, piekarnik, a także środki czystości. Dodatkową opłatę wnieść musielibyśmy za pościel, ale - wiedząc o tym - tę akurat zabraliśmy z domu. Chłopcy śpią w sypialni, my - na kanapie w salonie. Jest tu także duży stół i ławy, telewizor, szafki oraz wyjście na taras. Warunki - proste, skandynawskie. Czysto i ciepło. Minusem jest jedynie ogrzewanie podłogowe, bo... brakuje nam grzejników do wysuszenia przemoczonych ubrań.

Z praktycznych informacji:

=> drewniane domki położone są 3,5 km od centrum Rovaniemi i 11 km od wioski Św. Mikołaja;
=> do naszej dyspozycji mamy nie domek, lecz jego część - z osobnym wejściem;
=> apartament składa się z salonu z aneksem kuchennym, sypialni, łazienki i sauny;
=> znajdziemy tu podstawowe sprzęty, zastawę i środki czystości;
=> pościel - za dodatkową opłatą;
=> okolica jest zamieszkana (domki), ale też zalesiona;
=> za domkami biegną trasy narciarstwa biegowego;
=> 200 m do rzeki, w której można łowić ryby;
=> darmowy parking;
=> możliwość skorzystać ze stacji ogrzewania postojowego;
=> darmowe wi-fi - z zasięgiem nie mieliśmy problemów;
=> ofertę Niemelän Talo znajdziecie na booking.com.
  
 
  
NOCNE POLAKÓW WYPRAWY...
   
Wieczór spędziliśmy rodzinnie. Po rozpakowaniu rzeczy i tradycyjnej już wojnie śnieżkowej, przyszła pora na gry planszowe, zabawy klockami LEGO i książki. Tak, Pan Mąż musiał po podróży chwilę odpocząć. Kiedy zrobiło się już późno, postanowiliśmy odpalić komputer i... poszukać zorzy polarnej.
   

Nie przez przypadek wybraliśmy się do Rovaniemi w lutym. Statystyki mówiły, że o tej porze roku zorza pojawia się tu co drugi dzień. Prognozy, co do jej wystąpienia, śledzić można bezpośrednio na stronie Aurora Forecast. No więc, śledziliśmy, ale... okazały się bardzo słabe. Po co więc czekać. Postanowiliśmy ruszyć przed siebie. Kto by tam ufał komputerowi. Lepiej oglądać niebo na własne oczy. Było coś koło 22, gdy zapakowaliśmy dzieci do samochodu. Żeby nie było - same chciały! Zorza, jak zorza, ale... w samochodzie był przecież audiobook z "Baśnioborem"

Ruszyliśmy w stronę Wioski Św. Mikołaja. Minęliśmy ją, zerkając tylko przez okno. Na to, by zajrzeć do niej osobiście, przyjdzie jeszcze czas. Tymczasem skierowaliśmy się za koło podbiegunowe. Jechaliśmy, jechaliśmy, jechaliśmy i... nic. Żeby zobaczyć więcej zjechaliśmy nawet z głównej, oświetlonej trasy w jakieś leśne ciemne uliczki. Droga była wąska. Śnieg zalegał tu olbrzymimi warstwami, a niebo... niebo zasnuło się grubą warstwą chmur. Zaczął padać śnieg, ale... nie poddawaliśmy się. Jechaliśmy w stronę jakiegoś jeziora. Sypało coraz mocniej i mocniej. Długie światła, wycieraczki na maksa, a my... coraz dalej w dzicz. Ech, jeśli nie zorzę, to może by utrafić chociaż jakiegoś renifera, czy łosia? Ale nie, nic z tego! Dzieci wymęczone trudami podróży - zasnęły w fotelach. W końcu postanowiliśmy zawrócić, ale... na wąskiej drodze z mijankami, między sięgającymi szyb zaspami - nie było to łatwe. Kiedy znaleźliśmy odpowiednie miejsce, pojawił się kolejny problem. Śnieg zasypywał nam drogę w zastraszającym tempie. Musieliśmy solidnie zwolnić. Dzieci pochrapywały, a my pomalutku sunęliśmy w stronę domu. Nie byłabym jednak sobą, gdybym na tym poprzestała. Namówiłam więc męża na mały przystanek. A w zasadzie na dwa przystanki. Najpierw, gdy dojechaliśmy już do głównej drogi, rozstawiłam aparat na poboczu i próbowałam sfotografować łunę nad miastem, później zajrzałam do Wioski Świętego. Mąż nie planował marznąć. Cóż, temperatura dochodziła do jakich -10 st. C. Wysiadłam i powędrowałam wzdłuż zabudowań sama. Wokół - pustka. Było już po północny. Mikołaj dawno spał, ale z głośników wciąż unosiła się cicha, spokojna, świąteczna muzyka. Tak, poczułam się jak w bajce. Śnieg padał mi na głowę, mróz szczypał w nos, do uszu dobiegały cudowne dźwięki, a ja - sama samiuteńka - stałam po środku świątecznych iluminacji. Gdyby teraz stanął przede mną Św. Mikołaj, gotowa byłabym uwierzyć, że jest prawdziwy!

Zrobiłam kilka zdjęć i zachwycona, pomknęłam do auta. Wróciliśmy do domku. Przenieśliśmy chłopców do łóżek. Przez sen przebraliśmy ich w piżamy. Prawdopodobieństwo wystąpienia zorzy tej nocy było nikłe. Bez wyrzutów sumienia mogliśmy pójść spać!





Czy wiesz, że...

Prognozy dotyczące widoczności zorzy polarnej śledzić można za pomocą strony Aurora Forecast. W miarę dokładne dane podawane są z godzinnym wyprzedzeniem. Prognoza trzydniowa już niekoniecznie się sprawdza. 

Na stronie znaleźć możecie także inne, ciekawe i praktyczne, informacje m.in. o sile wiatru na słońcu czy wycieczkach organizowanych dla łowców zorzy. Nam nie było dane skorzystać.

http://www.aurora-service.eu/aurora-forecast/
           
 
Dołącz do nas. Wyrusz przed siebie. Poznaj drogi donikąd. Czytaj, podglądaj, komentuj (Instagram, FB). Pamiętaj, choć ten blog to nasz swoisty pamiętnik z podróży, jesteśmy tu także dla Ciebie.  




Komentarze

Popularne posty