MIASTO MOJE, A W NIM... WARSZAWSKI OGRÓD ZOOLOGICZNY

 

Warszawski Ogród Zoologiczny nie zachwyca. Jego oferta kierowana jest wyłącznie do przedszkolaków, które z ciekawością poznają otaczający je świat. Owszem można wybrać się tu na spacer z młodszym dzieckiem, ale... cóż, będzie on kosztowny, a niemowlę i tak niewiele zrozumie. Za to dla dzieci szkolnych, zwłaszcza tych, które są tu już po raz drugi, czy trzeci warszawskie ZOO nie oferuje nic. Nuda gwarantowana! W poszukiwaniu przygody lepiej wybrać się do lasu!

Przekraczając próg Warszawskiego Ogrodu Zoologicznego od zawsze miałam mieszane uczucia. W tym roku jednak te negatywne zdecydowanie przeważyły. Zabrakło nam rekina, zabrakło fok. Kilka wybiegów było zamkniętych, inne świeciły pustkami. Rozumiem, że remont, że część zwierząt przeniosła się już do wnętrz, ale... ja za ten spacer zapłaciłam ponad 50 zł, a moje dzieci nie wyniosły z niego prawie nic! Nie było już zachwytu nad zwierzętami, bo to już nie ten wiek, gdy wzdycha się na widok oddalonego o kilkadziesiąt metrów lwa. A przecież dzika zwierzyna może być ciekawa również dla starszych dzieci. Warszawskie ZOO w swym rozwoju zatrzymało się jednak kilkadziesiąt lat temu. I nie pomogą mu nowe wybiegi i ładniejsze ławki. Tu potrzebne jest bardziej kreatywne podejście do tematu. 

Czego brakuje? Informacji o zwierzętach. Nie w formie klasyfikacji, ale ciekawostek. Brakuje wystaw, które angażowałyby dzieci. Niby jest miarka przedstawiająca rozpiętość skrzydeł - chyba -  kondora, ale... na tym się kończy. A przecież można by porównać wielkość stóp, wzrost, rozpiętość ramion, długość nóg,  szybkość poruszania się zwierząt, czy - opisaną gdzieś przypadkiem na kontenerze - wielkość kupy słonia. Nie wspomnę nawet o ekranach multimedialnych, czy sali kinowej, w której oglądać można by było ciekawe filmy przyrodnicze. Wszak wystarczyłyby nawet drobiazgi - animacje dla młodszych dzieci, dla starszych jakieś detektywistyczne śledztwo w formie gry terenowej. Tak, by na wejściu każdy dostawał mapkę z wyzwaniami (nawet co miesiąc inną). Moje dzieci chodziły od schroniska do schroniska, by zbierać pieczątki. Czasem naprawdę nie trzeba wiele. Wystarczy chcieć!



 


Dołącz do nas. Wyrusz przed siebie. Poznaj drogi donikąd. Czytaj, podglądaj, komentuj (Instagram, FB). Pamiętaj, choć ten blog to nasz swoisty pamiętnik z podróży, jesteśmy tu także dla Ciebie.  




Komentarze

Popularne posty