WYPRAWA NA KOŁO PODBIEGUNOWE - DZIEŃ 3: Finlandia - w pogoni za prawdziwą zimą!
Jak ja nie cierpię wczesnych pobudek! Wolę nie kłaść się spać, niż wstawać rano. Tym razem jednak nie było wyjścia. Zmęczenie po podróży dało się we znaki, a porannej pobudki nie można było przełożyć "na potem". Cóż, sama sobie zgotowałam ten los za kolejny przystanek obierając oddalone od Tallina o prawie 500 km Kuopio. Chcąc tam szybko dotrzeć, czekała nas jeszcze morska przeprawa.
Pobudka 5:30. Za oknem jeszcze ciemno. Jak tu, mając naturę nocnego marka, zwlec się z łóżka o tak wczesnej porze? Nie ma jednak litości! Prom nie będzie czekał. Na szczęście ubrania przygotowane, a torby spakowane. Trzeba do nich tylko dorzucić piżamy i kosmetyczkę. Zaraz, zaraz, jeszcze makijaż. Tak, moi faceci zyskują tym samym 10 min. snu. Później wszystko dzieje się błyskawicznie - ubieranie, mycie, dopakowywanie. Po drodze recepcja. Wymeldowanie i odbiór śniadania. Cztery eleganckie kartoniki lądują w bagażniku. Na jedzenie przyjdzie czas później. Minuty uciekają, a auto trzeba jeszcze zatankować. Wolimy nie ryzykować fińskich cen.
Przydatne linki:
=> tu sprawdzicie ceny paliw na stacjach w Europie => KLIK KLIK
=> rezerwacja promu - Tallink => KLIK KLIK
W porcie jesteśmy o 6:45. Mhm, 15 min. spóźnienia w stosunku do prośby przewoźnika (by zgłosić się z minimum godzinnym wyprzedzeniem), ale okazuje się, że wychodzi nam to na plus. Nie musimy czekać w kolejce do wjazdu. Nie, Kochani, nie namawiam Was absolutnie do takich praktyk. Kiedyś można się oszukać. Obok nas parkują dwa busy TVP. Dzień wcześniej mijaliśmy się z nimi kilkakrotnie po trasie. Chłopaki jadą transmitować Mistrzostwa Świata w Lahti.
Jesteśmy na pokładzie promu MEGASTAR - najnowocześniejszego na tej trasie (o wyborze zdecydowała godzina wypłynięcia, a nie potrzeba komfortu). Unosi się on na wodach Bałtyku od zaledwie kilku tygodni. Dziewiczą trasę ma już za sobą, a i lodowców po drodze nie spotkamy, możemy więc czuć się bezpiecznie i komfortowo. Losu TITANICA raczej nie podzielimy. Pomimo, że nasz prom mniejszy jest od znanego transatlantyku, przewyższa go pojemnością i poziomem bezpieczeństwa. Jest też zdecydowanie bardziej ekologiczny. Jego gabaryty i zagospodarowanie i tak robią na chłopcach niemałe wrażenie. Po powrocie do domu - sami z siebie - długo jeszcze projektować będą wielopokładowe statki.
Siadamy w strefie "sitting lounge". Zjadamy zabrane z hotelu śniadanie. W pudełku znalazły się: kanapka, jabłko, woda i słodki deser. Następnie podłączamy się do netu. Śmiga. Każdy z nas dostał własne hasło, co oczywiście najbardziej ucieszyło chłopaków. W aucie zasłuchani w "Baśniobór" zapominają o całym świecie, ale tu - nagle przypomniało im się, że zabrali ze sobą odziedziczone po rodzicach telefony. Te zajmują ich na chwilę, ale ciekawość w końcu zwycięża. Chłopcy wyruszają więc na zwiedzanie statku z ojcem. Matka nie lubi, gdy buja, więc zostaje na miejscu. Mam czas, by poinformować rodzinę, że jeszcze żyjemy. Mija chwil kilka. Od monitora odrywa mnie podekscytowany znajomy głos:
- Mama, mama, tu jest coś dla Ciebie...
Patrzę zdziwiona i wyczekuję dalszej części zdania. Starszy, jeszcze sapiąc (widać bardzo się spieszył, by przekazać mi tę ważną wiadomość), mówi wreszcie:
- Galeria handlowa!!!
I jak tu nie kochać tych małych łobuzów? Wszak znają mnie lepiej, niż ja sama siebie ;)
Rejs trwa 2 godziny. Około 9:30 dopływamy do Helsinek. Miasto widziane z auta nie robi wrażenia. Masywna zabudowa, wysokie kamienice. Trochę tu ciasno, klaustrofobicznie. Nie mamy jednak czasu na to, by bliżej przyjrzeć się stolicy. Jesteśmy tu tylko przejazdem. To dobrze, bo na zewnątrz plucha. Pogoda dość zaskakująca, jak na kraj, w którym panować miały właśnie 20 stopniowe mrozy. Termometr wskazuje 0. Mhm, czy my na pewno podążamy w dobrym kierunku? Z każdym przejechanym kilometrem pewność wzrasta. Deszcz zamienia się bowiem w deszcz ze śniegiem, a temperatura nieznacznie maleje. Warunki drogowe bardzo słabe. Do dyspozycji mamy dwa pasy, ale jakoś kierowcom brak odwagi, by zjechać na ten drugi. Droga jest śliska, nieodśnieżona, a widoczność słaba. Poruszamy się w koleinach wyznaczonych przez tych, którzy jadą przed nami. Na szczęście nie trafiamy na żadnych maruderów. Wszyscy jadą płynnie z wyznaczoną maksymalną prędkością.
Z czasem plucha zamienia się w piękny, biały śnieg. Wjazd na wiadukt, by zatrzymać się w przydrożnej kawiarence, jest nie lada wyzwaniem. Trasa główna jest co prawda odśnieżona, ale zjazdy już niekoniecznie. W knajpce przy stacji benzynowej kupujemy ciacha i kawę. Bez problemu dogadujemy się w języku "language" (jak na angielski zwykł mawiać mój mąż). Obok nas przy stolikach zasiadają głównie miejscowi mężczyźni. Zajadają, popijają kawę i głośno dyskutują. Choć nic nie rozumiemy, od razu robi się jakoś ciepło i przyjaźnie. Nie gościmy tu jednak zbyt długo. Czas goni, a trasa daleka. W aucie pod ręką zapas wody, słodyczy i energetyków. To nasze lekarstwa na senność. Zdrowe odżywianie zostawiamy na później. Dzieci zasłuchane w audiobooka nie narzekają. Zwłaszcza, że drugi tom "Baśnioboru" zbliża się do końca, akcja nabiera tempa.
Dochodzi 14:00. Powoli zbliżamy się do Kuopio. Nocleg zarezerwowaliśmy w pobliskim miasteczku nad jeziorem. Z trasy głównej zjeżdżamy na boczną, ale szeroką drogę. Ta cała pokryta jest śniegiem. Piotr celowo przyhamowuje, by sprawdzić przyczepność opon. Jest dobrze! Po białej, jak okiem sięgnąć trasie, wjeżdżamy do zimowego raju. Oto Finlandia - taka, jaką sobie zawsze wyobrażałam!
O matko, ja całkiem zapomniałam, że piszesz też o waszych podróżach. Finlandia to moje marzenie zaraz po Szwecji:) Dawaj relację z dalsze części wyprawy, bo jestem strasznie ciekawa :):)
OdpowiedzUsuńCzasu trochę brak na pisanie, ale... postaram się :)
Usuń